Drukuj
Kategoria: Tata i Dziecko

Niewiele jest spraw, które bulwersują równie mocno jak pedofilia. Jak uzbroić dziecko przed potencjalnym, ale tak niebezpiecznym spotkaniem – w rozmowie z dr Bogdanem Lachem, policyjnym profilerem i psychologiem śledczym.

Kim – według Pana − jest pedofil?

Mamy w tym temacie wiele stereotypów, kierują się nimi nawet policjanci. Kiedy mówimy „pedofil”, to zwykle myślimy o mężczyźnie, a jednak kryminalistyka odnotowuje coraz więcej przypadków, kiedy wykorzystanie dziecka następuje również ze strony kobiety. Udział procentowy kobiet jest jednak znacznie niższy niż 10 proc. Różne są też formy wykorzystania seksualnego.

No właśnie, w jaki sposób dorosła kobieta może wykorzystać dziecko?!

Każdemu pedofilia kojarzy się z bardzo bezpośrednim zdarzeniem lub czynnością, a tymczasem nawet pokazywanie dziecku obrazów o charakterze seksualnym jest formą wykorzystania. Często borykamy się z tym przy rozwiązywaniu kolejnych spraw, bo wydaje się, że to taki łagodny rodzaj przestępstwa, a przecież w poważny sposób ingeruje w rozwój dziecka. Trzeba też jasno powiedzieć: grupa sprawców przestępstw związanych z pedofilią nie jest jednorodna. Można zauważyć dwie główne kategorie − są to tzw. sprawcy preferencyjni oraz sprawcy sytuacyjni.

Zacznijmy od tych pierwszych.

Na szczęście jeśli chodzi o tzw. pedofilię preferencyjną osób, które podejmują relacje z nieletnimi, co wynika z zaburzenia preferencji seksualnych, to nie jest ich aż tak dużo. Ale te osoby są, mogą mieszkać tuż obok. Zdarzają się więc przypadki, w których dochodzi do wykorzystania dziecka, bo nie zostało uczulone przez swoich rodziców czy wychowawców na kontakty z nieznajomymi, a pedofil wykorzystał dziecięcą naiwność czy ufność. Często taka osoba, która zaczepia dziecko, stara się wejść w relacje rówieśnicze, szuka atrakcyjnych form spędzania czasu i bardzo łatwo wchodzi w przestrzeń psychologiczną dziecka. To jednak zasłona dymna, która w rezultacie ma prowadzić do jego wykorzystania, bo dziecko nie wie, że są przekraczane pewne granice.

A ta druga grupa?

Sprawcy sytuacyjni to osoby, których nikt nie podejrzewa, że mogą podejmować działania o charakterze seksualnym wobec dzieci, bo na przykład mają 60 lat. Tymczasem ostatnio uczestniczyłem w sprawie, gdzie właśnie 60-latek w czasie wakacji zwabiał do swojego domu 12-latki. W zamian za pokazanie intymnych części ciała dawał im po 5 zł. Wydawało się, że to powszechnie szanowany człowiek, mający kryształową reputację − a okazało się, że był zdolny do wykorzystywania dzieci. Wiązało się to m.in. z tym, że dwa lata temu zmarła jego żona i traktował dzieci jako swego rodzaju substytut, który pozwalał mu radzić sobie z własną seksualnością.

Ale 12-latka powinna już wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi…

Pokusa związana jest z tym, że wakacje to okres rozluźnienia, a dziecko nie ma zapewnionej jakiejś formy wypoczynku i poszukuje różnych wrażeń. A jeśli dorzucimy do tego np. niskie dochody w rodzinie, to dla dziecka taka gratyfikacja − nawet 5 zł − jest szalenie ważną wartością.

Ufność wobec innych ludzi musi być kontrolowana i ograniczona.

Nie da się jednak nie budować ufności w dziecku, przecież to podstawa jakichkolwiek działań społecznych.

To są kwestie czynników ryzyka. Trzeba dziecko wyposażać w różne umiejętności, przede wszystkim uczulić je, że jeśli wokół dzieją się zdarzenia dla niego niezrozumiałe, dziwne albo wstydliwe, to warto o tym mówić, rozmawiać, bo milczenie niczego dobrego nie wnosi. Jako praktyk – czyli były policjant, a teraz głównie biegły sądowy – muszę powiedzieć, że najtrudniejsze w sprawach, którymi się zajmuję są reakcje rodziców. W sytuacji, gdy doszło do wykorzystania dziecka − już po zdarzeniu – często negatywne reakcje powodują zamknięcie się dziecka, bardzo trudno do niego dotrzeć i wyjaśnić, co właściwie się wydarzyło. Dodatkowo, niezwykle trudno też wtedy prowadzić postępowanie. Zadając dziecku pytanie „dlaczego” pytamy o jego motywację, a musimy wiedzieć, że ono jest na takim etapie rozwoju, gdy na wiele sytuacji, które wydarzają się w życiu, nie ma sformułowanej żadnej odpowiedzi. To „dlaczego” jest pytaniem, które ma zaszyte poczucie winy. Bo gdybyś tam nie poszedł, nie zrobił czegoś, to do niczego by nie doszło. To jest obwinianie dziecka w sytuacji, w której ono nie ponosi żadnej winy.

Czy można Pana zdaniem uchronić dziecko przed pedofilem?

Można i trzeba podjąć wszelkie próby, by to zrobić. Natomiast nie ma stuprocentowej gwarancji, że dziecko w takiej sytuacji się nie znajdzie. Najważniejsze są rozmowa i podnoszenie problemów, mówienie o nich, o tym, co może wystąpić w relacjach z osobami nieznanymi. Zresztą w relacjach z osobami znanymi dziecku również − na przykład bardzo często matki wahają się przed ujawnieniem tego typu zdarzeń w związkach konkubenckich, które tworzą.

W takim razie w co dziecko wyposażyć, by ryzyko minimalizować?

Przede wszystkim, ufność dziecka wobec innych ludzi musi być kontrolowana i ograniczona. Nie może być otwarta na wszystkich i wszystko, a dziecko nie musi próbować wszystkiego i wszystkiego doświadczać. Sprawcy przestępstw, z którymi miałem do czynienia w takich sytuacjach, z naturalną umiejętnością, choć przecież nie studiowali psychologii, potrafią wyłowić osoby podatne i atakują w takich miejscach, które nawet dorosłym wydają się bezpieczne. To są wszelkiego rodzaju hipermarkety, imprezy masowe, zdarzenia, gdzie jest mnóstwo ludzi, gdzie wydaje się, że to niemożliwe, by atak nastąpił, a jednak następuje. Dziecko zostaje skrzywdzone w miejscu, gdzie nikt się tego nie spodziewa.

Co jeszcze jest potrzebne?

Dobry kontakt i umiejętność rozpoznawania pewnych sygnałów, które sugerują, że stało się coś niedobrego. Jeśli dziecko ma obniżony nastrój, to zwykle rodzic drąży i poszukuje przyczyny. Musimy unikać pytań, które mogą budować poczucie winy. Trzeba też pamiętać o tym, że jeśli z dzieckiem rozmawiamy i w nas jest lęk, że coś niedobrego się wydarzyło, to dziecko tym lękiem się karmi, w naturalny sposób go wychwytuje. Powstaje taka sekwencja myślenia: „Skoro moja mama, mój tata obawiają się tego, to tym bardziej ja powinienem się obawiać”. W dodatku sprawcy bardzo często grożą dzieciom, że zaatakują rodziców lub ulubione zwierzę, jeśli ujawnią jakieś zdarzenie. W związku z tym ta bariera, która chroni tajemnice dziecka, jest bardzo trudna do przebicia.

Dziecko nie musi próbować wszystkiego i wszystkiego doświadczać.

To w realnym świecie, a czy rodzic w jakikolwiek sposób może uchronić dziecko przed pedofilem w świecie wirtualnym?

Jeśli chodzi o Internet, możliwości są dość spore. Stworzono wiele blokad, które pozwalają na nadzorowanie kontaktów z określonymi obrazami, filmami czy treściami. Niebezpieczeństwem są zawsze portale społecznościowe, bo właśnie na nich osoby o tego typu zaburzeniach czy inklinacjach mają kontakt z dziećmi. Jeśli kontrola – to koniecznie bardzo wyważona – choć przede wszystkim trzeba często rozmawiać z dziećmi na temat takich niebezpiecznych kontaktów. Ludzie w Internecie są przecież anonimowi, niektórzy podszywają się pod ich rówieśników, obiecując na przykład różne gratyfikacje, a to skłania dzieci do podejmowania tego typu ryzykownych relacji. Finał będzie dramatyczny.

Rozmawiałem z szefem firmy Mediarecovery (link do rozmowy: http://www.tataprzygoda.pl/tata –i –dziecko/10 –tato –ty –juz –nie –ogarniasz) na temat tego, czy kontrolować dziecko w sieci. Uważa, że nie ma to większego sensu, bo na określone treści dziecko i tak prędzej czy później trafi.

Żaden z tego typu produktów nie daje przecież stuprocentowej gwarancji. Znam takie przypadki, gdzie – mimo, iż dzieci miały mocno poblokowane urządzenia elektroniczne – i tak podejmowały ryzykowne kontakty, bo wydawały im się atrakcyjne. Nic nie zastąpi dobrej relacji i rozmowy na wszelkie tematy, związane m.in. z seksualnością − jeśli są jakieś symptomy, że dziecko tym właśnie się interesuje.

Wstecz